Kochani

          Pierwsza Niedziela Wielkiego Postu wyprowadza nas razem z Panem Jezusem na pustynię. Ewangelia mówi o tym bardzo krótko. Można jednym zdaniem powiedzieć, że Pan Jezus pościł 40 dni na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Śp. Ks. bp Wacław Świerzawski powiedział kiedyś, że nie w długości zdania, ale w jego brzemiennej treści leży cały sens wypowiedzi: można przecież jednym zdaniem powiedzieć, że ukrzyżowano Jezusa, a pod tym zdaniem ukrywa się tak bardzo wiele. Jak wiele postu, duchowego zmagania, walki o nasze zbawienie, cierpienia i trudu skrywa się w tej jednej krótkiej wiadomości: „Pan Jezus pościł przez 40 dni i był kuszony”.

Św. Marek pisze, że na pustyni Pan Jezus przebywał razem ze zwierzętami. Ten szczegół wydaje się ważny, bo zwierzęta na pustyni i te pokuty i brak jedzenia i picia, to jest jakaś odwrotność Raju. W Raju człowiek miał wszystkiego pod dostatkiem. Nie brakowało mu pożywienia i napojów, a więc mógł żyć szczęśliwie i spokojnie. Raj był nawodnionym przez cztery rzeki i wiecznie kwitnącym ogrodem, pełnym pożywnych owoców i wszelkich skarbów natury. W Raju człowiek żył w przyjaźni z Bogiem, z samym sobą i ze zwierzętami. A pustynia pełna dzikich i niebezpiecznych zwierząt obrazuje to, co grzech człowieka zrobił na ziemi z przygotowanego Raju. To jest obraz świata, d jakiego człowiek trafił, kiedy musiał opuścić piękny ogród. Do takiego miejsca wchodzi sam Bóg w osobie Jezusa Chrystusa – przychodzi, by szukać człowieka.

Pierwsze czytanie przywołuje przymierze Pana Boga z Noem zaraz po potopie. Stary świat został oczyszczony, ale oddany na nowo ludziom i zwierzętom, które wysiadły z Arki. Bóg wymierzył sprawiedliwość, ale dał ludziom drugą szansę i przysiągł, że ze swojej strony słowa dotrzyma. Człowiek nie dotrzymał swojej części umowy – dotrzymał ją Bóg. To dlatego przyszedł po człowieka na pustynię pełną dzikich zwierząt w trudzie w pokusach i głodzie. Człowieka tam jednak nie było – sam Pan Jezus zajął jego miejsce. Człowiek w warunkach Edenu nie wytrzymał prostej pokusy. Pan Jezus zmagał się z trudniejszymi w warunkach pustyni. Bóg zawsze od siebie wymaga więcej niż od nas.

Ewangeliczna scena kuszenia na pustyni, choć lakoniczna, jednak dodaje pewien nowy element, który różni ją od Raju. Pokosy i zmagania trwają 40 dni, a jest to liczba symboliczna. Oznacza próbę, która jest wymierzona i się skończy, trzeba tylko wytrwać do końca. Nowością są też usługujący aniołowie. Oni usługują także i nam, kiedy walczymy z grzechem i pokusami.

Kochani

          Dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień Chorego i dzisiaj Ewangelia pokazuje nam scenę uzdrowienia, a raczej oczyszczenia trędowatego. Już samo słowo „oczyszczenia” a nie „uzdrowienie” sugeruje, że trąd nie był traktowany jak zwykła choroba. W Starym Testamencie podkreślano jedność ciała i duszy w człowieku. Zresztą ogólnie tak myślano w starożytności, kiedy powtarzało się przysłowie „mens sana in corpore sano”, czyli: „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Choroba ciała wpływa na stan ducha, a choroba duszy, jaką jest grzech, wpływa na stan ciała. Było tak szczególnie w przypadku trądu, który wielokrotnie w Biblii występuje jako kara za grzechy. Trędowate ciało w tamtej mentalności sugerowało ludziom „trędowatą” duszę. W naszej wierze, kiedy człowiek popełnia grzech śmiertelny, traci Łaskę Uświęcającą i nie powinien przystępować do Komunii Św. to jest pewien zewnętrzny znak. W Starym Testamencie takim znakiem była nieczystość rytualna, która też odsuwała człowieka od wspólnoty: nie można było go dotykać, ani razem spożywać posiłku, itd. Każdy człowiek trędowaty był traktowany tak jak człowiek grzeszny, choć wiemy przecież i wtedy tez wiedziano, że choroba to sprawa ciała, a grzech to sprawa ducha. Trąd był chorobą symboliczną, która pokazywała jedność duszy i ciała, pokazywała na ciele to, co dzieje się w duszy, kiedy ta pogrążona jest w grzechach. W starożytności znana była przecież medycyna, ale trędowaty nie był kierowany do lekarza lecz do kapłana, aby tam oczyścić się z grzechów. To nie jest starożytna naiwność, ale pewien czytelny znak wielkiej wiary w to, że grzech jest trądem człowieka, a trąd symbolizuje naszą grzeszność.

          Pierwsze czytanie pokazuje Biblijne wskazania, jak należy postępować w wypadku trądu. Słowo Boże nakazuje wtedy oczyścić się z grzechów. Nie ma nic o maściach, okładach, opatrunkach, zupełnie tak, jakby wierzono, że trąd odejdzie tak, jak przyszedł; że wszystko i tak jest w rękach Boga, która daje taki wyraźny znak kiedy chce i kiedy chce i jeśli chce go zabiera. Na nic było uciekać się do lekarzy, jedyną nadzieją trędowatego było przebłaganie za grzechy i całkowite oraz pokorne zdanie się na łaskę Bożą.

          W dzisiejszej Ewangelii do Pana Jezusa przychodzi trędowaty człowiek. Pierwszą rzeczą, jaką ten chory zrobił, było złamanie przepisów Starego Prawa – zbliżył się do Chrystusa, a nie wolno im było zbliżać się do nikogo. Jest to zapowiedź Nowego Przymierza, w którym łaska Boża jest silniejsza i sprawniejsza niż drobiazgowe przepisy faryzeuszy.

          Ciekawe jest, że trędowaty z Ewangelii zachował się wobec Chrystusa tak, jak izraelici zachowywali się wobec Boga: padł przed Nim na twarz i nie prosił o uzdrowienie, jak prosiłby charyzmatyka czy proroka, ale złożył swój los w rękach Chrystusa jak w rękach samego Boga: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Było to wspaniałe wyznanie wiary w to, że Jezus z Nazaretu jest prawdziwym Bogiem. Było to też świadectwo wielkiej pokory trędowatego. On przełożył Wolę Boga nad swoją własną, której każde poruszenie pragnęło zdrowia.

          Pan Jezus ulitował się nad tym człowiekiem i uzdrowił go, ale jednocześnie dał mu dwa napomnienia. Po pierwsze kazał mu spełnić wszystkie formalności, jakie nakładała Biblia. Jest to przestroga dla wszystkich, którzy szukają niezwykłości i cudowności, a zaniedbują przy tym regularne i proste praktyki religijne, np. dzisiaj jeżdżą na wszystkie spotkania charyzmatyczne w promieniu stu kilometrów, a nie wpadną na to, żeby się normalnie wyspowiadać w swoim małym kościółku. Po drugie Pan Jezus zakazał mu robienia rozgłosu, bo wiedział, że ludzie mają tendencję do zwracania uwagi na to, so spektakularne i widoczne, a pomijają osobisty kontakt z Bogiem. Panu Jezusowi na rozgłosie nie zależy. Tymczasem uzdrowiony bardzo szybko zapomniał o dobrodziejstwie i rozpowiedział wszystko. Taka przecież jest sytuacja naszej duszy, kiedy człowiek uzdrowiony z grzechów w spowiedzi, od razu jest podatny na nowe słabości.

          Wiadomość o oczyszczeniu trędowatego tak się rozniosła, że Pan Jezus nie mógł już jawnie wejść do żadnej miejscowości, ale sam przebywał w odosobnieniu na miejscach pustynnych. Zauważmy, ze takie właśnie były wytyczne dotyczące trędowatych: mieli przebywać w samotności, na pustyni. To były konsekwencje trądu. Pan Jezus ponosi więc konsekwencje, jakby sam był trędowaty. Choć jest zupełnie zdrowy sam musi przebywać na pustyni, a uzdrowiony człowiek wrócił do ludzi.

Pan Jezus sam jest bez grzechu i bez winy – Jego nigdy nie dotknął „trąd duszy”. Ponosi jednak konsekwencje takie, jak grzesznicy. Jest to zapowiedź męki Pana Jezusa, o której pisał prorok Izajasz: „On dźwigał nasze boleści […]. On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy […], a w Jego ranach jest nasze zdrowie”.

My, którzy możemy być w każdej chwili oczyszczenie z grzechów przy konfesjonale pomyślmy, że zawdzięczamy to Panu Jezusowi. A żeby nie upaść na nowo, weźmy sobie do serca słowa św. Pawła: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”.

Kochani

          Pan Jezus dzisiaj naucza w synagodze w Kafarnaum i wszyscy zauważają, że Jego słowa różnią się od nauczania faryzeuszy i uczonych w piśmie. Za słowami Pana Jezusa stoi wielka moc. Dzięki tej mocy „obudził się” duch nieczysty w jednym z uczestników spotkania w synagodze. Zaczął on nagle krzyczeć a Pan Jezus uwolnił tego biednego człowieka od działania złego ducha.

          W naszej pop-kulturze temat opętania jest znany. Mówi się o tym jak o religijnej ciekawostce, czasem jest to jedyny temat, o jakim młodzież chce jeszcze słuchać na katechezie, opętanie też znalazło swoje miejsce w książkach, filmach i horrorach. Najczęściej opętanie przez złego ducha kojarzy się nam z jakimś dziwnym i agresywnym zachowaniem opętanego: krzyki, niezwykła siła, rzucanie się na ludzi a przede wszystkim paniczna reakcja na wodę święconą, osobę kapłana-egzorcysty, symbole religijne czy świętej miejsca. Zdarza się, że człowiek opętany wprost dusi się nawet w pustym kościele albo traci tam przytomność. To wszystko co opisałem stanowi spektakularne przykłady działania złego ducha. W dzisiejszej Ewangelii jest jednak inaczej. Ten zły duch działał w ukryciu a ukryty był głęboko – przecież człowiek opętany był w synagodze – miejscu, gdzie czyta się i głosi Słowo Boże, pewnie przychodził tam co szabat i nikt nie wiedział, że w nim działa zły duch. Egzorcyści uczą, że nie to działanie złego ducha jest najgorsze i najgroźniejsze, które objawia się w postaci krzyków i piany z ust, ale takie, którego nikt nie widzi. Mówią, że dusza pogrążona w grzechu ciężkim jest w gorszym stanie niż wijący się w konwulsjach człowiek opętany. Najgorsze są więc szkody, które zło wyrządza ukrycie w głębinach duszy. Tutaj potrzeba Słowa samego Boga, które z mocą jest w stanie przeniknąć jak ostry miecz do głębin duszy człowieka i obnażyć całą nędzę grzechu i grzesznikowi dać uwolnienie. Opowiadał kiedyś jeden z egzorcystów jak długo i nieskutecznie modlili się nad młodą dziewczyną. Dopiero po jakimś czasie wpadli na pomysł, żeby zdjąć jej liczne kolczyki z różnymi dziwnymi symbolami, które miała w uszach. Kiedy je zdjęto zły duch wyszedł. Zły zatkał uszy swojej ofiary i siedział w niej „bezpieczny”. Ale kiedy Boże Słowo z mocą dotarło do jej uszu – przegrał. Czy wyzwalające Słowo Boże dociera do głębin naszych dusz?

          Z bólem serca przeczytałem ostatnio jak jeden ze znanych starych polskich aktorów powiedział że przygląda się ludziom dokoła i widzi, że „im większy szubrawiec tym większy katolik”. Chodzi mniej więcej o to, że ludzie, którzy są praktykujący, uważają się za wierzących i regularnie chodzą do spowiedzi, jednocześnie potrafią zdobywać się na największe szubrawstwa, kłamstwa i krzywdy wobec bliźnich, a potem ksiądz i tak ich z tego wszystkiego rozgrzesza, a oni żyją w przekonaniu o własnej świętości. Według aktora tacy „wierni” będą się smażyć w piekle na czele z takim księdzem. Moim zdaniem jest to opinia bardzo krzywdząca dla sakramentu pokuty i walki ze złem, które prowadzi się w Kościele. Spróbujmy to wyjaśnić.

          Kiedy faryzeusze sądzili św. Szczepana i mieli skazać go na śmierć, święty męczennik wygłosił im wspaniałą naukę o Zbawieniu, które dokonało się przez Chrystusa. Oni jednak – jak pisze św. Łukasz – zatkali sobie uszy. Faryzeizm oznacza zatkane uszy – głuchotę na Boże Słowo. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że wśród praktykujących i przystępujących do spowiedzi można wyróżnić dwa rodzaje. Jedni są naprawdę zainteresowani walką ze złem w swoim życiu. Często wybierają nawet jednego kapłana, który zna sytuację ich duszy i może udzielać porad. Na czas spowiedzi wybierają zwykłe dni tygodnia lub pierwsze piątki, gdzie można poświęcić na sakrament dłuższą chwilę, zapytać o coś jeśli trzeba czy porozmawiać. Robią rachunek sumienia nie w oparciu o własne samopoczucie w stylu: „nie zabijam, nie kradnę, więc w sumie nie mam grzechów”, ale prześwietlają swoją duszę Słowem Bożym robiąc rachunek sumienia w oparciu o Przykazania, grzechy główne, uczynki miłosierdzia czy ewangeliczne błogosławieństwa. Ci wierni pozwalają, żeby Słowo Boże usłyszane w kazaniu czy w kapłańskim pouczeniu docierało do ich duszy. Są jednak i tacy, którzy nie są tym zainteresowani. Przychodzą w pośpiechu, minutę przede Mszą św., albo w czasie przedświątecznym „na szybko”. Interesuje ich tylko „odhaczenie” spowiedzi i zarejestrowanie „paciorka”, który trzeba odmówić. Nie są zainteresowani dialogiem ani nawet wysłuchaniem czegokolwiek, bo albo nie dosłyszą, albo się „wyłączają”. Skoro, jak mówi Ewangelia, można wnieść diabła w duszy do synagogi, to można go też nosić w duszy wiele lat i wnosić do kościoła, kiedy siedzi głęboko, a brak skupienia, powierzchowność, bylejakość i duchowa głuchota uniemożliwiają Słowu Boga dotarcie w głębinę duszy. Ze względu na faryzejską postawę niektórych „wiernych” nie włączajmy się w krzywdzący osąd tych, którzy naprawdę starają się prowadzić sakramentalne życie i zmieniać się na lepsze.

          Przykładajmy właściwą wagę do Sakramentu pokuty. Nie osądzajmy sami siebie, bo zawsze wypadniemy „nieźle”, pozwólmy, żeby osądziło nas Słowo Boże, które dociera głęboko i przenika naszą duszę jak obosieczny miecz.

Kochani

          Tydzień temu Pan Jezus przemawiał w Synagodze w Kafarnaum i tam wypędził złego ducha z człowieka. Po nabożeństwie Piotr i Andrzej zaprosili Chrystusa do domu na świąteczny obiad. Okazało się, że i w domu był problem, bo teściowa Piotra leżała chora. Pierwsze czytanie przywołuje postać cierpiącego Hioba, który siedzi na śmietnisku, przygnieciony nieszczęściami i żali się na swój los: „czyż nie do bojowania podobny jest los człowieka?” To znaczy, że każdy ma jakieś swoje biedy, z którymi musi się zmagać codziennie. Bywa, że nawet wierzący katolicy zazdroszczą bliźnim: a to lepszej pracy, a to lepszej relacji w rodzinie, a to zdolniejszych dzieci, a to trzeźwości w rodzinie, itp. Tymczasem mądra Księga Hioba poucza nas, że choćby na zewnątrz wszystko wyglądało pięknie – a przecież naszych bliźnich widzimy tylko z zewnątrz, to przecież nie wiemy jakie problemy kryją się za fasadą ich domu. Z tego powodu zazdrość została nazwana najgłupszym z grzechów, bo człowiek zazdrości bliźniemu jego losu i sytuacji, a tak naprawdę nie wie, że w gruncie rzeczy nie ma czego zazdrościć. Nie zdaje sobie sprawy, że każdy w głębi swojego domu, albo w głębinach swojego serca z czymś się zmaga. Wracając do Ewangelii możemy sobie wyobrazić, że rodzina tego opętanego, który przy wszystkich tydzień temu krzyczał na Pana Jezusa mogła się publicznie wstydzić i mogli rozglądając się dokoła myśleć sobie, że inni to mają lepiej, bo nie mają takich zmartwień. Takich może nie mają, ale pewnie mają inne, wcale nie lżejsze.

          Adam Mickiewicz napisał krótki wierszyk: Polały się łzy me czyste, rzęsiste, na me dzieciństwo sielskie, anielskie, na moją młodość górną i durną, na mój wiek męski – wiek klęski. Polały się łzy me czyste, rzęsiste. Pamięta, jak omawialiśmy ten wiersz w liceum i nasza polonistka mówiła o tym, że żona Mickiewicza zapadła na jakąś chorobę psychiczną. Była ukrywana w domu, a poeta wracając do domu słyszał już jej okrzyki – odgłosy choroby. Dlatego nie było mu lekko. Dzisiejsza Ewangelia dotyka naszych domowych problemów, być może skrzętnie ukrywanych przed sąsiadami. Pan Jezus chce wejść w zakątki domu i je uzdrowić, a na pewno chce nam ulżyć. Wielu z nas symbolicznie otwarło swoje drzwi na to, żeby Pan Jezus wszedł do domu, mówię tu o wizycie duszpasterskiej i błogosławieństwie z nią związanym. Są tez pewnie i tacy, którzy uważają, że poradzą sobie sami. Zawsze można próbować, ale czy nie jest nam lżej ze wsparciem od samego Boga?

          Pan Jezus znał Piotra i Andrzeja nie od dziś. Żaden nie wspomniał mu o tym, że mają chorą lezącą w domu. Ewangelista pisze, że leżała w gorączce, ale może to znaczyć również, że leżała w malignie, leżała i majaczyła. Dzisiaj pewnie wiedzielibyśmy, że to Alzheimer, albo demencja, albo depresja, albo udar, albo jakaś inna choroba, która wyłączyła tej kobiecie możliwość kontaktu ze światem. Pewnie dlatego była to sprawa wstydliwa, o której nie mówili publicznie, a dopiero wyszła na jaw, kiedy sam Pan Jezus wszedł do ich domu. Pan Jezus ujął chorą kobietę za rękę i jeden raz spożyli normalny obiad z apostołami. Przecież potem poszli za Chrystusem, a do domu już nie wrócili, więc ten cud nie był dla nich korzyścią, ale znakiem że Bóg pamięta, że dotyka i podaje dłoń.

          Wielu z nas błędnie rozumie cuda Chrystusa. Uważamy, że były one przede wszystkim pomocą bliźnim i rozwiązaniem ich problemów. Skoro tak, to od razu rodzi się nam pytanie, dlaczego Pan Jezus nie uzdrowił wszystkich ludzi na świecie wtedy kiedy żył, a i dzisiaj mógłby to zrobić, a On wybiera tylko niektórych i to od czasu do czasu. Prawda jest taka, że pierwszym celem cudu jest znak: znak Bożej obecności i mocy. Pierwszy cel cudu nie polega na tym, żebyśmy skorzystali, ale zrozumieli kim jest Chrystus i co może. Gdy to zrozumiemy, nigdy nie pozostaniemy wobec Chrystusa obojętni. Tak wielu obojętnych pokazuje, że tka niewielu cuda rozumie.

          Nie tylko apostołowie bezpośrednio nie skorzystali z cudu uzdrowienia teściowej Szymona. Wielu ludzi zeszło się z okolicznych wiosek i czekało na cud, ale Pana Jezusa nie znaleźli. Szymon przybiegł za Nim na miejsce, gdzie przebywał sam w ciszy modlitwy i wołał, że wszyscy Go szukają. Pan Jezus zwykł odpowiadać na pytania tylko raz. Na to pytanie odpowiedział już o wiele wcześniej Maryi i Józefowi: Jestem zawsze w tym, co należy do mojego Ojca. Czy ktoś z chętnych na cud wpadł na to, żeby poszukać Pana Jezusa w odosobnieniu i ciszy modlitwy? Apostoł już to wiedział. Dzisiejsza Ewangelia jest po to, żebyśmy i my wiedzieli, gdzie Go szukać i umieli Go zawsze znaleźć.

Kochani

          Tydzień temu św. Jan Chrzciciel odesłał swoich uczniów do Chrystusa i wskazał na Niego jako na Baranka Bożego. Dzisiaj widzimy w Ewangelii o aresztowaniu św. Jana Chrzciciela, a Pan Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność. Wiele można by powiedzieć o życiu, nauczaniu i działalności Pana Jezusa Gdybyśmy jednak chcieli w jednym zdaniu wyrazić główną treść Jego nauczania, co trzeba by powiedzieć? Niestety nie będzie to nauka o miłości, o dobru, o szacunku do człowieka, o pomocy biednym, czy innych wartościach społecznych, jak się to Panu Jezusowi przypisuje. Owszem, mówił i o tym wszystkim, ale te prawdy jak ze źródła wypływały z bardziej podstawowej nauki – nauki o Królestwie Bożym. W modlitwie Ojcze nasz Pan Jezus tak ułożył wszystkie prośby, żeby było widać, co dla Niego liczy się najbardziej. W słowach Modlitwy Pańskiej na pierwszym miejscu jest oddawanie chwały Bogu (święć się Imię Twoje) a już zaraz na drugim jest Królestwo Boże (przyjdź Królestwo Twoje).

„Czas się wypełnił, bliskie jest Królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” – to były pierwsze i najważniejsze słowa, jakie wypowiedział Pan Jezus po tym jak oficjalnie objawił się ludziom jako Mesjasz. Na tych trzech filarach: pełni czasu, Królestwie Bożym i wezwaniu do nawrócenia opiera się cała Jego nauka, z nich wypływa i na nich się streszcza. Kto próbuje stawiać akcenty inaczej, ten mało wie o nauce Pana Jezusa. Spróbujmy przyjrzeć się trzem głównym prawdom głoszonym przez Pana Jezusa.

„Czas się wypełnił”, to znaczy, że coś dawnego skończyło się, zapowiedzi się wypełniły, nadszedł właściwy moment. A było to tragiczne wydarzenie, które momentalnie przecięło wspaniałą działalność Jana Chrzciciela – jego aresztowanie, co mogło oznaczać jego pewny koniec. Wszyscy zwolennicy Jana, jego uczniowie i tłumy, które go słuchały doświadczyły nagle przemijalności, kruchości, niepewności. A Pan Jezus nawet nie próbował zebrać rozproszonych, organizować ratunku dla Jana, podejmować jego misji, choć był to Jego krewniak i „Przyjaciel Oblubieńca”. Tylko właśnie wtedy Pan Jezus powiedział, że przyszedł najbardziej właściwy czas, najlepszy moment na zrozumienie prawdy o Królestwie Bożym. W naszym życiu kolejne dni płyną powoli, upływają nam na codziennych zajęciach, pracy, odpoczynku, kłopotach i pasjach. Bywają jednak momenty szczególne, nie zawsze przyjemne, kiedy przychodzi właściwy moment, żeby zrozumieć coś o Królestwie Bożym.

Pytałem uczniów na religii, czym według nich jest Królestwo Boże? W zasadzie wszyscy uważali, że to jest niebo. Gdyby Panu Jezusowi chodziło o niebo, to byłoby to wielkie nieporozumienie. Mówił, że bliskie jest Królestwo Boże, to wielu myślało, że bliski jest koniec świata, skoro zaraz ma nastać niebo. W Modlitwie Pańskiej, prosząc o przyjście Bożego królestwa czy my prosimy o rychłe nadejście końca świata, albo żebyśmy się jak najszybciej przenieśli do nieba? Królestwo Boże to nie tylko niebo, ono jest możliwe już na ziemi. Podpowiada nam tutaj prorok Jonasz z pierwszego czytania. Każdy prorok głosi Królestwo Boże a Jonasz woła: „Jeszcze czterdzieści dni i miasto Niniwa zostanie zburzone”. Królestwo Boże jest więc zawsze wtedy i zawsze tam, gdzie osobiście interweniuje Bóg, gdzie sprawy układają się nie tak, jak ludzie sobie zaplanują, ale tak jak chce Bóg. Wola ludzka, bo przecież jesteśmy wolni, i wola Boża przeplatają się na tym świecie. Nie zawsze jest tak, że Bóg daje dobro, a człowiek chce tylko zła. Czasem człowiek chce sobie urządzać życie i świat dobrze dla siebie, po swojemu, wcale nie w zbrodni czy upadku, ale też bez sakramentów, łaski i religii. Za każdym razem, kiedy chcemy wszystko po swojemu, to nie jest Boże Królestwo, tylko nasz własny świat, który w każdej chwili może się zawalić, jak się stało w czytaniu czy Ewangelii. Dlatego Pan Bóg czasem układa sprawy po swojemu, może nie przyjemnie dla naszej wygody, ale zbawiennie dla naszej duszy.

„Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Te słowa mówią, żeby odwracać się od tego, co tak łatwo przemija, i zwrócić się do myśli o Bożym Królestwie. Nie musimy czekać aż Bóg san zaangażuje się w nasze dzieje i przyjdzie w ten sposób Jego Królestwo. Boże Królestwo możemy budować też sami, jeśli sami wprowadzamy wśród nas zasady Ewangelii jeśli patrzymy na Boże ingerencje jako na pożytek dla naszych dusz, na bliźnich patrzymy jak na braci i siostry a nie na śmiertelnych wrogów. Nawrócenie, budowanie Królestwa Bożego to kwestia patrzenia na bliźnich i na świat oczami Chrystusa. Kiedy Pan Jezus przyszedł nad jezioro, zobaczył czterech rybaków, którzy trudzili się przy pracy. Po ludzku widział rybaków – ludzi prostych i pewne też grzesznych. Ale oczami Zbawiciela Pan Jezus widział w nich apostołów – rybaków ludzi. Nie ma na ziemi takiego zawodu jak rybak ludzi. Nie ma w królestwie ziemskim, ale w Królestwie Bożym jest. Powołani apostołowie nawrócili się: nie jest tu mowa, że porzucili życie grzeszne, jak potem celnik Mateusz. Oni porzucili uczciwą pracę i ojca, ale w nawróceniu chodzi o to, że porzucili myślenie w kategoriach ziemskich, na rzecz budowania Królestwa Bożego tu i teraz.

Strona 2 z 64

logo

caritas

Liturgia na dziś

Copyright © 2024 Parafia Św. Józefa w Sandomierzu. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Joomla! jest wolnym oprogramowaniem wydanym na warunkach GNU Powszechnej Licencji Publicznej.
DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd